Podróż do Polski przebiegła całkiem sprawnie (pomijając ilość tobołów). Timotek był bardzo cierpliwy, spał w swoim samolotowym łóżeczku 9 z 11 godzin. Stewardessa dała nam nawet dwa papierowe kubki do zabawy i fajny śliniaczek „Lotek”. Timo miał jeden drobny epizod płaczu, ale widocznie nikomu na pokładzie to nie przeszkadzało, bo dostał dużo pochwał od wychodzących pasażerów.
Do Warszawy dolecieliśmy cało i zdrowo, potem pare godzin przesiadki, a w Rzeszowie czekała na nas cała ekipa 3 autami (rodzice i Grzesiek). Było bardzo zimno na dworze, ale ciepło na sercach. Dziadkowie Szczepańscy i wujek Grzesiek po raz pierwszy poznali Timotka, pierwszą noc spędziliśmy na Budach Głogowskich, a rano pojechaliśmy do przygotowanego przez nasze rodziny ”gniazdka” na Hetmańskiej.










